niedziela, 18 listopada 2012

Niedzielnie - prywatnie oraz plany bliskie i dalekie

Za mną kilka dni w Polsce, zrobiłam wszystkim miłą niespodziankę pojawiając się bez zapowiedzi. A jutro ten wyczekiwany od dawien dawna dzień, czyli pierwszy dzień w pracy. Z jednej strony wiem czego mogę się spodziewać, z drugiej trochę się obawiam. Miałam już dzień tzw. zapoznawczy, jednak wszystko się może zdarzyć. Postaram się wszystko dziś dopiąć na ostatni guzik, żeby od jutra rozpocząć rutynę człowieka pracującego na pełnym etacie. Ciuchy prawie przyszykowane, obiadki na kilka dni ugotowane, poranny czas na ćwiczenia zaplanowany. Czyli wszystko w toku, nie ukończone. No może uporządkowałam kilka rzeczy w domu, za które miałam się zabrać już od jakiegoś czasu, ale zawsze jakoś się nie składało. Teraz moje słodkie lenistwo i funkcjonowanie na zwolnionym tempie zostanie ukrócone, więc chciałam większość rzeczy "odłożonych na później" mieć z głowy.

Miniony tydzień nie należał do tych najbardziej udanych jeżeli chodzi o realizację postanowień listopadowych. Byłam w Polsce tylko kilka dni, ale nie miałam możliwości wykonywania ćwiczeń. Sporo się działo i mimo, iż zaplanowałam kilka treningów, niestety żaden nie doszedł do skutku. Ale nie będę płakać nad rozlanym mlekiem tylko zabieram się do roboty. Dzisiaj pohasam trochę z Jillian żeby przerwać złą passę.


Od jutra wiele się zmieni. Mój dzień będzie zaczynał się znacznie wcześniej niż do tej pory, ale żem śpioch to postanowiłam kłaść się odpowiednio wcześnie. I plan jest taki:

- wstaję o 5.00
- ćwiczę z Jillian do 5.30
- kąpie się/jem do 6.00
- ogarniam dom (drobnostki nie jakieś tam wielkie sprzątania) do ok. 6.30
- robię się na bóstwo do 7.30
- 7.36 wsiadam w autobus i zmierzam do pracy

I tak sobie w tej pracy jestem od 9.00 do 17.00, wracam po 18.00 do domu i co będzie dalej tego jeszcze nie wiem. O ile łatwo jest mi zaplanować poranek, bo jak wstanę to już wstanę i zrobię to co mam zrobić, to jednak nie umiem na obecną chwilę ocenić stopnia mojego zmęczenia po pracy. Stąd też dalszych planów brak. Obiadki są naszykowane, ale coś czuję, że ich nie wystarczy do końca tygodnia, bo razem z TŻ mamy mniej więcej to samo, z tym, że TŻ-mięsożerca ma ekstra porcję mięska do każdego posiłku. Nie to żebym ja mięsa nie jadła, co to to nie, ale jem je na pewno w mniejszych ilościach. W tygodniu pewnie będę musiała coś ugotować i pewnie jakieś małe zakupy zrobić. 

Nie zaplanowałam jeszcze mojej aktywności blogowej, ale myślę, że będzie to aktywność przewidziana "w wolnej chwili", mam tylko nadzieję, że wolne chwile będą się pojawiać w miarę regularnie.

Poza tym rozważam istotną zmianę diety. Chcę przejść na Paleo. Jest to bardziej tryb życia, niż dieta i to mi odpowiada. Mam możliwość zakupu mięsa karmionego zieloną trawką, ale wiadomo, jest ono dużo droższe i dlatego też muszę strategicznie rozplanować tę zmianę. Dodatkowo mam pewne ulubione produkty w zapasie m. in. komosę czy inne kasze i nie wiem czy mogła bym je spożywać co jakiś czas, czy raczej całkowicie wyeliminować. Muszę się koniecznie do-edukować w tym temacie. Ale już czuję, że była by to dobra decyzja dla nas obojga, z tym, że nie wiem jak TŻ przeżyje bez chleba.

Tyle na dzisiaj, bo jutro trzeba wcześnie wstać. 

xxx

LPM

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz