sobota, 10 listopada 2012

Jak mi idzie?

Jest dobrze. Jeżeli chodzi o wykonywanie postanowień listopadowych to tak jak podejrzewałam największy problem mam z węglowodanami. Bardzo ciężko jest mi wykluczyć całkowicie pieczywo. Mimo iż nie jem go codziennie, pojawia się w moim menu maksymalnie 3 razy w tygodniu, to jest to potężny zastrzyk węglowodanów i muszę pomyśleć nad rozwiązaniem tego problemu. Poza tym słodycze poszły w kąt całkowicie i nigdy bym się nie spodziewała, że kiedykolwiek nastanie taki dzień, że napiszę: nie potrzebuję ich. Jak jestem w domu to nie mam ochoty na nic słodkiego. Ochota nachodzi mnie jedynie w supermarkecie, gdzie jestem wręcz bombardowana reklamami czekoladek i innych słodkości z każdej strony. Ale znalazłam i na to sposób. Nie chodzę do supermarketu. We wszystko co niezbędne do życia zaopatruję się w warzywniaku. A tam ze słodyczy to mają tylko miód. 



Codzienne ćwiczenia stały się nieodłączną częścią mojego harmonogramu. Jillian już tak nie męczy, z Ewą bez problemu wykonuję każde ćwiczenie w wymaganej ilości powtórzeń. Czuję niedosyt. Powoli włączam krótkie programy treningowe na określone partie ciała ze strony Blogilates.com Cassey jest czasami irytująca, ale obiecuje zakwasy... A co do zakwasów to ostatnie miałam na początku 30 Day Shred i od tamtej pory nic. Nie wiem czy ze mną jest coś nie tak? Staram się za każdym razem przekroczyć chociaż troszkę granicę mojej własnej wytrzymałości, zrobić kilka powtórzeń więcej, podkręcić tempo i nic. Skonsultowałam się z bratem, który jest zapalonym miłośnikiem ćwiczeń od dobrych kilku lat i powiedział, że widocznie za mało ćwiczę. I nie wiem co w takiej sytuacji począć. Czy ćwiczyć jeszcze więcej czy zaakceptować fakt, że zakwasów nie miewam. Poczytam więcej na ten temat. Może jest jakiś czynnik poza ćwiczeniami fizycznymi, który wpływa na to, że u jednych są u innych nie ma? Kiedyś w liceum potrafiłam dostać zakwasów na dwa dni tylko po lekcji w-f, na której i tak się w sumie więcej obijałam niż ćwiczyłam.

Chciałam się też z wami podzielić moimi sukcesami. Otóż waga wciąż pokazuje tyle ile pokazywała, ale koszula która była kupiona przed obroną, a którą założyłam na wczorajszą rozmowę kwalifikacyjną jest luźna, przestała rozchodzić się na wysokości biustu i nie opina już brzucha, spodnie z wysokim stanem, które przestały się swego czasu dopinać, dopięły się bez problemu. I ostatnie chyba najważniejsze: dostałam pracę! Szukałam i szukałam i wreszcie znalazłam. Zaczynam za tydzień. Wiem, że będę musiała się przestawić na kompletnie inny tryb życia, od którego dawno odwykłam, ale cieszę się niesamowicie. Mam tylko nadzieję, że bez problemu uda mi się kontynuować ćwiczenia i może zapiszę się na siłownię. Ale zobaczymy z czasem jak się wszystko ułoży. Teraz ostatni tydzień wolności, który spędzę w Polsce.

xxx

LPM

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz