piątek, 13 lipca 2012

Pomiędzy wyjazdami

I już po wakacjach. Tydzień zleciał szybciej niż się spodziewałam. Gdyby nie drobne problemy z hotelem i odkryta we mnie niechęć do natarczywości sprzedawców charakterystycznej w krajach arabskich, to uznała bym je za bardzo udane. Tak zaliczam je do udanych, ale nie w pełni. Djerba jest ciekawą wyspą, ale temperatury w lipcu są iście piekielne. Niestety żadne dalsze piesze wycieczki w ciągu dnia nie wchodziły w rachubę, głównie ze względu na mamę (stan zdrowia jej nie pozwala), ale również mi upały dały się we znaki. Kilka razy wybrałyśmy się na przepiękna plażę położoną niedaleko hotelu.

google.com

Żadnych wielkich zakupów nie poczyniłyśmy, ponieważ kupowanie typowych pamiątek było dla nas stratą pieniędzy i nic nas na tyle nie urzekło żeby z tej zasady zrezygnować. Jedyne co wpadło najpierw na myśl, a dopiero później w moje łapki to olejek arganowy. Już dawno chciałam takowy zakupić, jednak nigdy nie spotkałam go "na żywo", a ebayowym nie do końca ufałam. Nie kosztował majątku, więc postanowiłam spróbować. Zobaczymy jak się sprawdzi. Na razie posłużył do tuningu maseczki Dr. Ireny Eris, (której recenzji był ostatnio wysyp, więc ja się chyba wstrzymam). Na strefie bezcłowej zaopatrzyłam się w tusz do rzęs YSL Singulier. Klasyczny. Czarny. Kupiony w duecie wyszedł nas 105zł za sztukę. Na zdjęciu z tyłu mamina chałwa :)



Ogólnie na tym krótkim urlopie zdążyłam sobie wyrobić zdanie o kilku typowo wakacyjnych produktach i w najbliższym czasie pojawią się ich recenzje. Moje włosy zatęskniły za maseczkami kładzionymi na dłuższy czas pod czepek, chociaż nie szczędziłam im olejków. Ogólnie wróciły w niezłej kondycji, ale wyjeżdżały w bardzo dobrej. Poparzyłam trochę skalp, mimo noszenia chustki i zabezpieczania włosów sprayem ochronnym. Dekolt też troszkę poparzyłam. Ale ogólnie żadnej większej traumy moja skóra nie przeżyła.

Obecnie jestem przed powrotem do mojego kochanego domku w UK. Chociaż u mamy żyło mi się dobrze, mogłam z powodzeniem realizować moją pasję kulinarną i podglądać mamy pasję florystyczną, to jestem strasznie stęskniona. Chcę do domu, do drugiej połówki, jeszcze tylko przeprawa z 70 kg (albo i lepiej) bagażu i jestem u siebie.

Pozdrawiam wszystkich cieplutko
xxx
LPM

środa, 4 lipca 2012

Lancaster na wakacje

Już jutro dzień wyjazdu na upragnione wakacje. Obrona za mną, poszukiwania pracy przede mną, a w międzyczasie krótki wyjazd. Na Djerbę, tunezyjską wyspę, która z niczego konkretnego nie słynie i komu bym o niej nie mówiła, to nie kojarzy. Początkowo miała być Madera, ale wyszła Djerba. Inny kontynent, zupełnie inna kultura, za to mnóstwo piaszczystych plaż i słońca. 

Od jakiegoś czasu zwracam szczególną uwagę na produkty, które chronią skórę przed słońcem. Do twarzy mam swojego całorocznego ulubieńca, którego od czasu do czasu podmieniam innym produktem, ale o ochronie całego ciała przypominam sobie dopiero latem. 



Na początku lata kupiłam krem Lancaster Sun Age Control Body Lotion SPF30 (w środku bez kartonika) i jak na razie sprawuje się całkiem dobrze. Pełną opinię wyrobie sobie o nim dopiero po urlopie, bo na razie smarowałam nim tylko nie zakryte ubraniami części ciała, ramiona, dekolt czasem nogi.

Pozostałe dwa to samoopalacz Lancaster Self Tanning Gradual Hydrating Bronze Lotion Face&Body (po lewej) i balsam po opalaniu Lancaster After Sun Tan Maximizer Rich Firming Cream (po prawej).

Samoopalacza użyję dosłownie za momencik, żeby choć trochę przybrązowić mą bladość zanim wyjdę w stroju kąpielowym do ludzi (ludzi, którzy pewnie słońce uważają za przyjaciela skóry i obcują z nim w nadmiarze, na szczęście wyznaję pogląd zupełnie odwrotny). Ogólnie jako rasowy bladzioch obrażony na solarium od lat z samoopalaczami jestem za pan brat. Nie jest to super zdrowe dla skóry, ale o wiele lepsze niż smażenie się na słońcu, a stosowane z umiarem przynosi same korzyści.

Co do balsamu po opalaniu to mam nadzieję, że nie skończy jak wszystkie poprzednie, a mianowicie użyty raz i rzucony w kąt. Będę go tuningować 75% d-panthenolem zakupionym na ZSK, głównie w celach włosowych. Dawno się nie opalałam i obawiam się poparzeń i uczulenia słonecznego i mam nadzieję, że te pierwsze ów balsam ukoi, a do tych drugich nie dojdzie. 


O tym jak kosmetyki się sprawowały napiszę po powrocie. Chcę jeszcze wspomnieć o ochronie wewnętrznej, jaką stosowałam od kilku tygodni. Po pierwsze soczek marchewkowy, codziennie lub co drugi dzień. Po drugie Belissa Sun, jestem przy końcu opakowania i po trzecie pewne obrzydlistwo, którego nikomu nie polecę, a zakupiłam sztuk 4 zmusiłam się do wypicia trzech. A mianowicie Vitamin Shot Beta Karoten, czyste chemikalia, ładnie opakowane. 


To tyle w przedurlopowej notce. Co sądzicie o moich wyborach? Może znacie coś lepszego?
Pozdrawiam!
LPM