W poprzedni piątek, czyli ponad tydzień temu mój ulubiony dom handlowy Debenhams rozpoczął przedsprzedaż rozsławionej już od jakiegoś czasu w internecie paletki Urban Decay Naked 2. Bo to poprzedzone kilkutygodniową kampanią, w której mocno akcentowano ekskluzywność przedsprzedaży, otóż miała się ona rozpocząć w piątek o północy, nie pamiętam czy ilość miała być limitowana, ale ze sposobu w jaki przedstawiano całe wydarzenie wydedukowałam, że tak. Postanowiłam dołączyć do tłumu brytyjskich konsumentek i uderzyć w stronę internetową Debenhams zaraz po północy. Mój tryb życia jaki prowadzę w UK sprawia, że kładę się spać standardowo o 21, więc i tak uczyniłam z zamysłem iż obudzę się na pewno przed 12 przecież zawsze się budzę. No i obudziłam się równiutko pięć minutek po pierwszej! Nawet mi do głowy nie przyszło wychodzić z łóżka, bo przecież paletka limitowana pewnie rozeszła się jak świeże bułeczki, więc spałam dalej w najlepsze. Rano tylko utwierdziłam się w tym przekonaniu, bo link podany na fb nie prowadził donikąd, a miał przecież do paletki. Jednak coś koło południa mnie ruszyło i postanowiłam się już tak na sto procent upewnić, że wyprzedana, w duchu mając nadzieję, że może ktoś zrezygnował z zamówienia i paletka jest znów in stock. Jakie było moje zdziwienie jak udało mi się ją dodać do koszyka. No i dodałam, podumałam i wyłączyłam. Później znów włączyłam, podumałam, dodałam i kupiłam.
Paletka doszła we wtorek i prezentuje się tak:
Na razie wstrzymam się z recenzją a napisze tylko wstępne wrażenia, jakie wywarła na mnie paletka. Otóż za 36GBP otrzymujemy 12 niezwykle napigmentowanych cieni. Wszystkie są bardzo neutralne i nadają się do makijażu dziennego, po prawej stronie mamy ciemniejsze cienie, które pozwolą nam przemienić nasz dzienny makijaż w wieczorowe smoky eye. Bałam się, że paletka skończy jak jej poprzedniczka czyli NAKED, która po głębszym zastanowieniu poszła w świat. Ale nie, coś mnie powstrzymało, zrobiłam nią makijaż w bardzo ważnym dniu i wpadłam po uszy. Jest świetna i uważam, że bardzo pasuje do mojego typu urody (jestem zimowym dzieckiem to i urodę mam zimową).
Kilka zbliżeń poszczególnych kolorów:
Pozwolicie, że nie będę na razie rozpisywać moich ochów i achów, tylko potestuję paletkę w różnych warunkach i za jakiś czas pojawi się recenzja z prawdziwego zdarzenia. Dodam tylko, że wstępny test jakim była rozmowa o pracę (tak tak wracam do grona ludzi pracujących, mam nadzieję, że skutecznie i na dłużej) zdała na piątkę. Wszystko trzymało się pięknie ładnie, mimo braku bazy i mej ręki niewprawionej.
PS. Mam nadzieję, że nikogo nie odstraszy jakość zdjęć, staram się jak mogę, niestety w posiadanie mojego ukochanego aparatu dość dawno temu wszedł jakiś pasażer linii lotniczych Ryanair w relacji Londyn Stn - Wrocław, a to co mam pozwala mi tylko na tyle. Nowy aparat jest gdzieś w połowie listy "to buy".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz